mysle ze warty upowszechnienia
KLAUZULA SUMIENIA w III RP
Spisane będą czyny i rozmowy...
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem artykuł pana Rafała Kalukina pt. “Sandwicze kontra ZOMO” (Gazeta Wyborcza - Duży Format, nr 32, z dn. 19 VIII 2010 r.) będący Jubileuszową laurką z okazji 25-lecia powołania Ruchu “Wolność i Pokój”.
Niektórych bohaterów tego artykułu poznałem, gdyż w roku 1987 zainteresowało się mną WKU, chcąc wręczyć mi powołanie. To spowodowało mój akces do WiP-u. Jurek Kolarzowski, Jarema Dubiel czy też Gwidon Zlatkes wprowadzali mnie, homo novus, w tajniki działania Ruchu. W tym czasie uwięzionych było kilku WiP-owców, w więzieniu głodował Sławek Dutkiewicz. Dołączyłem do akcji odsyłania książeczek wojskowych, początkowo starając się o służbę zastępczą, później radykalizując swój protest.
Piszę o tym nie po to, by prężyć zboWiPowską pierś, lecz z powodu tego, co autor napisał na końcu artykułu, a co powinno być właściwie naświetlone i sprostowane.
Główna teza artykułu Kalukina, że Ruch "Wolność i Pokój" skończył się w roku 1989, nie jest prawdziwa! Autor pisze: “WiP-owcy są dosyć zgodni: ruch obumarł, bo osiągnął swoje cele. (...) W latach przełomu otworzyło się tyle nowych możliwości, że każdy poszedł w swoją stronę.” Fakt, od momentu wprowadzenia w Polsce (w roku 1988) ustawowego prawa do służby zastępczej ze względu na sprzeciw sumienia i wyznania - wywalczonego dzięki WiP-owi - status prawny obdżektorów (czyli osób odmawiających służby wojskowej) uległ zasadniczej zmianie. Upadający reżim komunistyczny zaprzestał represji. Służbę zastępczą otrzymywał każdy, kto się o nią starał. Jednak uchwalona Ustawa była zła i od początku nie spełniała oczekiwań WiP-u. Alternatywną służbę wciąż traktowano jak próbę wymigania się od obowiązku obrony Ojczyzny. Jak na ironię, sytuacja obdżektorów pogorszyła się, mimo że wielu działaczy Ruchu po “okrągłym stole” weszło w strukturę władzy. Na początku lat dziewięćdziesiątych tysiące osób było represjonowanych za chęć skorzystania z przysługującego im prawa. Najpierw większość skazywano na kary więzienia w zawieszeniu, później zaostrzono represje i młodych ludzi zamykano. Pozostałym łamano sumienia zmuszając do wdziania trepów. Szerokim echem odbiło się skazanie w 1992 roku na 1,5 roku więzienia Romana Gałuszko, który powołując się na wyznanie wiary katolickiej - na V przykazanie i ewangeliczny nakaz miłości nieprzyjaciół, odmówił pełnienia służby z bronią w ręku. Pomimo protestów i apeli o jego uwolnienie - między innymi katolickiej organizacji Pax Christi, czy studentów KUL, oraz uznania przez Amnesty International Gałuszko i innych skazanych obdżektorów za w i ę ź n i ó w s u m i e n i a, mimo listów poparcia i apeli Parlamentarzystów - musiał on odsiedzieć swoją karę w więzieniu. Ówczesny prezydent, Lech Wałęsa, nie skorzystał wobec pacyfisty z prawa łaski, za to w tym samym czasie ułaskawił słynnego gangstera “Słowika”, zamieszanego później w zabójstwo komendanta głównego Policji generała Papały. Widać pacyfiści, chcący skorzystać z przysługującego im prawa, stanowili dla odrodzonej Polski większe zagrożenie niż uwikłanie państwa w mafijno-gangsterskie powiązania. Nie jest zatem prawdą, że Ruch “Wolność i Pokój” wraz z nową Polską osiągnął swoje cele określone w Deklaracji założycielskiej z 1985 roku. Poza walką o zmianę roty przysięgi wojskowej LWP i o prawo do otrzymania służby zastępczej (metodami obywatelskiego nieposłuszeństwa o pięknej tradycji: Gandhi, Martin Luther King czy Solidarność!), WiP stawiał sobie także ambitniejsze cele: obrona praw człowieka i budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Z odwołaniem do wartości chrześcijańskich i innych tradycji kulturowych, w duchu tolerancji i otwarcia, a w wersji Jana Rokity – w duchu społecznej nauki Kościoła katolickiego. Właśnie to miał na myśli Jacek Czaputowicz, jeden z inicjatorów Ruchu, gdy oburzał się jak WiP porównywano z “happeniarską” Pomarańczową Alternatywą!
Wolna Polska nie okazała się łaskawa dla swoich dzieci. Złożyło się na to wiele czynników, m.in. wysokie bezrobocie, które powodowało, że przyznanie służby zastępczej stawało się fikcją, np.: z ogólnej liczby 14 775 osób, którym w latach 1989-93 przyznano służbę zastępczą, pracę otrzymało zaledwie 6 925 osób. Ta niekorzystna tendencja apogeum osiągnęła w 1992 roku (w roku skazania Romana Gałuszko), gdy z ogólnej liczby 3 672 osób, które otrzymały służbę zastępczą, pracowało zaledwie 300 osób! Procent decyzji odmownych wyraźnie wzrósł począwszy od 1991r., osiągając wielkość 35-40% w roku 1995 (za: Analiza realizacji służby zastępczej, opracowanej przez prof. Wojciecha Modzelewskiego, na zlecenie Komitetu Badań Naukowych Instytutu Studiów Politycznych PAN.).
Dlaczego, mimo istnienia prawa do o t r z y m a n i a służby zastępczej, młodzi ludzie trafiali do więzień? Kto dzierżył nić Ariadny w tym labiryncie? O ile nie trudno zrozumieć przesłanki do represjonowania w zaraniu III RP specyficznej grupy obywateli, to trudno pogodzić się z indolencją instytucji państwowych i pozarządowych powołanych do ich obrony. Nikt nie zrobił rzetelnej analizy prawnej, a jak zrobił, to schował ją do szuflady. Wystarczy wspomnieć o “bezradności” ówczesnych Rzeczników Praw Obywatelskich (Ewy Łętowskiej, później Tadeusza Zielińskiego), którzy uznali, że nie ma możliwości obrony praw obywateli, mimo że łamano Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej! Uzasadnienie do wyroku NSA z 19 maja 1991 r. wskazało, że istnienie powołanych na mocy ustawy, komisji “oceniających sumienie” obdżektorów, wchodzi w jawny konflikt z art. 82 Konstytucji RP, gdyż: "należy podnieść, że przekonania religijne i wyznawane zasady moralne stanowią korelaty wolności wyznania i wolności sumienia, podniesionych w art. 82 Konstytucji RP do rzędu prawa obywatelskiego. W konsekwencji tego nie podobna się zgodzić z poglądem, by skierowanie poborowego do odbycia służby zastępczej uzależnione było od uznania komisji poborowej.". Późniejsze wyroki NSA przychyliły się już do innej interpretacji, choćby w sprawie Romana Gałuszko. A przecież sprzeczność orzeczeń NSA, wobec faktu więzienia setek osób, był wystarczającym powodem do zaskarżenia przez Rzecznika Praw Obywatelskich danej Ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Uchybień było znacznie więcej, chociażby fakt sądzenia cywilów przez sądy wojskowe, brak instancji odwoławczej od wydanych decyzji, co pozbawiało obdżektorów prawa do merytorycznej obrony przed niezależnym i niezawisłym sądem, itd. Nikomu to nie przeszkadzało!? Więcej, wszystko wskazuje, że to było c e l o w e działanie, tym bardziej, że Gałuszko powołał się na wiarę katolicką, a zdecydowana większość poborowych deklarowało takie wyznanie. Zagrażało to poważnym osłabieniem Sił Zbrojnych państwa, opartych na powszechnym poborze. Nie przeszkadzał nawet fakt, że taki stan rzeczy nosił znamiona czynu karalnego - w myśl artykułu 192 kk, każdy kto "ogranicza obywatela w jego prawach ze względu na jego bezwyznaniowość lub przynależność wyznaniową, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5". Skoro nie było winnego, to winą obarczało się obdżektorów. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku Romana Gałuszko, o ile - zgodnie z nauką Kościoła katolickiego - miał prawo otrzymać służbę zastępczą. Jest to pierwszy, rażący przykład, na instrumentalne potraktowanie religii w III RP dla doraźnych celów politycznych. I na dyskryminację w wolnej Polsce... katolików, odmawiając im prawa do korzystania z konstytucyjnych praw obywatelskich ze względu na wyznawaną religię! Przecież Ordynariat Polowy nie zastąpi - nawet katolikowi! - sumienia. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w dyskusji do zapisu w dokumencie Gaudium et Spes (KDK79) Soboru Watykańskiego II biskupi postawę jaką wykazał się Roman Gałuszko nazwali p r o f e t y c z n ą i godną naśladowania (pisał o tym o. Jacek Salij w artykule ,,Problem odmowy służby wojskowej na Soborze Watykańskim II'' w:
Wróćmy do meritum. Wielu WiP-owców w 1989 roku postąpiła w myśl zasady Piłsudskiego: jadąc tramwajem “antymilitaryzm” wysiedli na przystanku “niepodległość”. W przypadku liderów ich odejście rzeczywiście było osłabieniem Ruchu. Czy była to forma dezercji? Na pewno grzech zaniechania. Chyba, że traktowało się WiP właśnie koniunkturalnie, jako jedną z płaszczyzn walki z komuną. Jan Rokita przyznaje się do tego bez ogródek. W tym sensie WiP przerósł swoich twórców.
W 1989 r. Ruch “Wolność i Pokój” nie osiągnął swoich celów: istnienie ustawy nie dawało żadnych gwarancji zaprzestania represji wobec obdżektorów. Tym razem przez nowe władze. Szybko okazało się, że obrona podstawowych praw człowieka i budowanie społeczeństwa obywatelskiego, są zawsze aktualne! WiP obumarł – twierdzi Kalulin - bo wygasł entuzjazm i chęć “zabawy”, skoro już można było zająć się polityką “nie dla szczeniaków”, taką przez duże P. Z drugiej strony autor wspomina, przytaczając słowa Jacoba, że TAK “zabawowy” ruch jak WiP “w normalnym państwie(...) stanie się zagrożeniem”. Brakuje tu konsekwencji, bo: albo “szczeniackie” zabawy, albo “groźne”; a jeżeli “groźne”, to dlaczego? Jacek Czaputowicz mówi wprost, że to “solidarnościowa ekipa” obawiała się, że WiP może skierować się przeciwko niej samej i sama stępiła go, obdarowując jednych atrakcyjnymi stanowiskami, a innych spychając poza nawias życia publicznego. O jednych i o drugich Kalukin napisał, przedstawiając sylwetki wybranych osób. Zapomniał jednak o t r z e c i e j kategorii (czy błąd umyślny?) - o tych którzy nie zamierzali rezygnować i nie złożyli broni, oczywiście non-violence.
Należy to jasno postawić i sprostować, bo w artykule z Dużego Formatu, zauważam brak znajomości przez autora faktów. Otóż jeden z bohaterów artykułu, Piotr Niemczyk, na ogólnopolskim zlocie WiP-u w Rabce we wrześniu 1988 r., poddał pod głosowanie propozycję rozwiązania Ruchu, przez większość uczestników odrzuconą. Ruch “Wolność i Pokój” w 1989 roku choć stracił impet to nie stracił morale. Kalukin wspomina o demonstracji pod ambasadą USA (być może sponsorowanej przez Irakijczyków) przeciwko wojnie w Zatoce Perskiej wiosną 1991 r., w której to po raz ostatni widziano szyld WiP-u, trzymany przez osoby, które z “prawdziwymi WiP-owcami” nie miały nic wspólnego. Nie będę tego teraz komentował, choć domyślam się kto ją mógł zorganizować... Po kolei. W połowie roku 1989 warszawski ośrodek WiP-u rzeczywiście był zdezintegrowany. Wielu “starych” działaczy odeszło - jak to ujął autor - do “nowych możliwości”. Nie wszyscy. Ostała się grupa działaczy młodszego pokolenia, która załapała się na uliczne “zadymy”, na konspiracyjne spotkania w salach katechetycznych, na Hyde Parki ze słynnym mottem “pałą nie zatrzymasz myśli, myślą nie zatrzymasz pały”, czy też na Konferencje Praw Człowieka, jak ta międzynarodowa w kościele Arka w Mistrzejowicach zorganizowaną przez WiP i Solidarność, podczas gdy na Śląsku zaczynały wybuchać strajki górników, które później wyciszył Wałęsa, gdy dostał obietnicę rozmów w Magdalence. Ci młodsi, do których zaliczał się niżej podpisany, nie zamierzali iść do wielkiej Polityki, bo kto by ich tam chciał. Działaliśmy dalej, raz - z racji kontynuacji, dwa - bo wprowadzona ustawa była zła i nie zapewniała otrzymania służby zastępczej, trzy - w myśl niepisanej reguły, że każdy kto działa zgodnie z celami WiP-u, bez uciekania się do przemocy, ma prawo używać nazwy Ruch "Wolność i Pokój"! W warunkach reżimowych właśnie przyjęcie tej prostej zasady sprawiło aż taką hossę Ruchu, w nowych gwarantowało jego żywotność. Warszawski WiP! (Wypal i Podziękuj!;) na nowo skonsolidował się podczas ponad miesięcznej pikiety WiP-owskiej pod Sejmem późnym latem 1989 r.. (Obdżektorzy głodowali wtedy domagając się objęcia ich służby prawem kodeksu pracy.). Ze Staszkiem Zubkiem na czele i ze wsparciem Radka Hugeta (tzw. “jastrząbkami pokoju” - działaczami krakowskiego WiP-u), a także posła Radka Gawlika (ex WiP-owca z Wrocławia, późniejszego wiceministra ochrony środowiska). To wtedy marszałek Stelmachowski domagał się, by rozgonić protestujących obdżektorów, bo budynek Sejmu to nie Hyde Park, przed którym może demonstrować każdy, kiedy chce i w byle sprawie. To wtedy, po raz ostatni, do głodujących “pacyfistów” wyszedł Jacek Kuroń i gdy zobaczył jak obdżektorzy leżę na tekturowych pudłach, z własnej kieszeni wyjął 100 dolarów i dał je na zakup karimat. Wcześniej - 04 VI `89, miała miejsce 5 dniowa głodówka pod Chińską ambasadą, wspólnie z ludźmi z RSA, MA i PPS-RD w proteście przeciwko rozjeżdżaniu czołgami studentów na placu Tienanmen, czy też rotacyjna głodówka w mieszkaniu Piotra Ikonowicza (z PPS-RD) o uwolnienie Vaclava Havla z aresztu, o czym skwapliwie informowało Radio Wolna Europa. Później, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, odbył się zorganizowany przez warszawski WiP kilku tysięczny przemarsz z białymi krzyżami Traktem Królewskim pod Rumuńską ambasadę, gdy Securitate strzelało z okien do własnych obywateli. Były pikiety przeciwko budowie tamy w Czorsztynie. Były pikiety na zadaszeniu Rotundy w centrum Warszawy, wspierające głodujących 40 dzień WiP-owców i ekologów z Trójmiasta przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu, z epilogiem skutecznego zablokowania ruchu ulicznego na rondzie Marszałkowska/Aleje Jerozolimskie, przez pół godziny w godzinach szczytu. Były próby przeniesienia na grunt polski idei Marszów Wielkanocnych, z hasłami “Ruskie czołgi do Wołgi” i domagającymi się rozwiązania obu bloków militarnych, w domyśle Układu Warszawskiego. Warto wspomnieć o rozmowach w Sejmie z przedstawicielami Sejmu i Senatu m.in. z marszałkiem Andrzejem Wielowieyskim i z Aleksandrem Małachowskim, po tym, gdy anarchiści z Międzymiastówki powybijali szyby w Parlamencie żądając dostępu do telewizji. To na tym spotkaniu przedstawiciel WiP-u, w osobie piszącego, twierdził, że nie chodzi tylko o jednorazowe wpuszczenie “na antenę”, ale o stworzenie konstytucyjnych gwarancji n i e z a l e ż n o ś ci publicznych mediów! Były pikiety pod NSA w Warszawie w obronie krakowskich Błoni, na których Panamerican zamierzał wybudować kompleks hotelowy. Pikiety pod Sejmem i w Ministerstwie Zdrowia na Miodowej, gdy przebywali tam przeganiani zewsząd nosiciele wirusa HIV, którym w Rembertowie tłum groził spaleniem żywcem... Czy WiP, zgodnie z tezą Kalukina, rzeczywiście wtedy już nie istniał? To kto to robił? Krasnale? Wypomnę akcję WiP-u i anarchistów palenia książeczek wojskowych na Placu Zamkowym w Warszawie w 1992 r., w proteście na nasilenie się represji za odmowę służby wojskowej. Wytknę trzydniową akcję z RSA, ze Stowarzyszeniem “Objector” (założonym we Wrocławiu przez Leszka Michno i Blankę Gąsiorowską) i z Federacją Zielonych przed wyborami parlamentarnymi we wrześniu 1993 r, gdy podczas marszu na Belweder (wtedy rezydencję prezydenta) tajniacy “zwinęli” WiP-owcom transparent z hasłem: “Polska krajem więźniów sumienia!”. Gdy pod Radą Ministrów demonstranci krzyczeli do przechodzącego wtedy szefa Biura: “cześć Rokita, WiP cię wita”, co Jan skwitował “powianiem łapką” nie racząc podejść po petycję, za to Monika Olejnik przeprowadzała relację na żywo dla radiowej Trójki. O większości tych akcji pisała ówczesna prasa. Niektóre transmitowała telewizja. Ciekawe czy analizy dla UOP w tym wycinku robił wtedy Piotrek Niemczyk? Bo jeżeli tak, to czemu o tym redaktora Kalukina nie poinformował? Na pewno zauważył to Antoni Macierewicz, gdy napomknął o akcjach warszawskiego WiP-u z tego okresu, w słynnym Raporcie o rozwiązaniu WSI.
To co było siłą WiP-u w czasach komuny (rozbicie na niezależne, bez formalnych przywódców, ośrodki w całej Polsce), stało się wyzwaniem w nowych okolicznościach. Do ośrodków “czasu przełomu” ściągnęli nowi aktywiści, którzy to: albo uwiedzeni legendą pacyfistyczno-anarcho-ekologicznego ruchu, nie załapali się wcześniej na WiP, albo węszyli łatwą drogę do przejęcia nośnego szyldu Ruchu. Warto tu odsłonić rąbek z kuluarów. W Warszawie w roku `89 nastąpiło zbliżenie, nie ideowe a pragmatyczne, WiP-u i rozłamowej frakcji PPS, czyli PPS-Rewolucja Demokratyczna, którą kierował Piotr Ikonowicz. PPS-RD posiadała wtedy lepsze zaplecze finansowe, a przede wszystkim poligraficzne. Janek Tomasiewicz, zwany Drukarzem alias Ulotką, był w tych kwestiach nieoceniony. Jego ideowa PPS-RD-owska formacja nieco odbiegała od WiP-owskiej (cokolwiek to znaczy). Wcześniej także odesłał swoją książeczkę wojskową, bywał na spotkaniach WiP-u, proponując swoje niezastąpione usługi. Czasem zdarzało mu się drukować plakaty podpisując je jako WiP, bez konsultacji z innymi. Jednak przysłowiową kroplą, która doprowadziła do rozejścia się dróg i wyodrębnienia frakcji(?) (która to najprawdopodobniej zrobiła demonstrację pod ambasadą USA przeciwko I wojnie w Zatoce – o której wspomniał redaktor Kalukin), był wywiad z Tomasiewiczem jaki latem 1990 r. wydrukowała na czołówce Trybuna (ś.p. Ludu – naczelny organ PZPR). Był to okres przywracania nauki religii w szkołach, początku dyskusji o Konkordacie. Janek podając się za reprezentanta Ruchu stwierdził, że WiP będzie blokował budynki w całej Polsce i nie wpuści katechetów do szkół!
Tego było za wiele. W liście do Trybuny “WiP Warszawa” stanowczo odciął się od słów Tomasiewicza, stwierdzając, że są to prywatne poglądy Janka, który choć jest uczestnikiem WiP-u, to nie ma żadnego mandatu na składanie tego rodzaju deklaracji w imieniu całego Ruchu. Takie decyzje mogą zapaść tylko na ogólnopolskim spotkaniu WiP. Trybuna długo zwlekała z drukiem sprostowania i dopiero po groźbie procesem sądowym zamieściła je na pierwszej stronie w dniu 1 września. Zaraz po wydrukowaniu przez Trybunę wywiadu z Tomasiewiczem z kręgów Kurii Warszawskiej były wystosowane do niektórych założycieli WiP-u, prośby o rozwiązanie ruchu, co zapobiegłoby tego rodzaju nadużyciom w przyszłości. Nie mogło się to stać z przyczyn formalnych - oficjalnie nie było struktury władzy ani przywódców, którzy mogliby tego dokonać. Mógł to zrobić tylko zjazd WiP. Nie było też takiej potrzeby.
Gwoli ścisłości wspomnę jeszcze o wspólnych z anarchistami akcjach bezpośrednich, np. takich jak: przykuwanie się łańcuchami do bram Belwederu podczas licznych pikiet, “murale” - czyli pisanie haseł na murach, czy też o pracy u podstaw polegającej na monitorowaniu skali represji, prowadzeniu punktów porad prawnych, występowaniu w roli "czynnika społecznego" przed komisjami poborowymi czy sądami, drukowaniu i kolportażu ulotek, zinów, organizowaniu koncertów, debat, sympozjów i wielu innych tego typu działaniach podejmowanych zarówno przed jak i po zwolnieniu Gałuszko, za to dalszym więzieniu dziesiątek innych obdżektorów. Działało kilka niezależnych ośrodków: m.in. w Poznaniu z Patyczakiem na czele (twórcą słynnej undergroundowej kapeli Dzieci Sida), w Krakowie, Gorzowie Wlkp., zdaje się, że w Rzeszowie, Opolu, Trójmieście i w kilku innych miejscowościach. Czerpiąc z doświadczeń WiP-u w drugiej połowie lat `90 powstała PKU – Pacyfistyczna Komenda Uzupełnień, z siecią punktów informacyjno-doradczych rozsianych w całej Polsce. Próba reaktywacji Ruchu w skali kraju, jesienią 1992 roku, na zwołanym ogólnopolskim spotkaniu WiP w Krakowie, jak widać teraz , nie powiodła się.
Jednak idee ruchu były i są nośne: na KUL-u (na przełomie roku 92/93) studenci m.in. związani z WiP-em, zaczęli zbierać podpisy pod petycją do Prezydenta Wałęsy o uwolnienie Romana Gałuszko i do Episkopatu o zajęcie stanowiska w tej sprawie. Sprowokowało to konflikt między Samorządem Studenckim, który poparł inicjatywę petycji, a władzami Uniwersytetu. Eskalacja konfliktu sparaliżowała działanie Senatu KUL. Przedstawiciele studentów wystąpili w proteście z tego gremium, domagając się większego otwarcia i r e f o r m w duchu Konstytucji Apostolskiej Jana Pawła II o Uniwersytetach Katolickich. Najważniejszymi postulatami studentów było: zwiększenie liczby przedstawicieli studentów w Senacie i Radach Wydziałów oraz Sekcji do 30%(!), wpływ na wybór prorektora ds. studenckich, możliwość wpływu na program i tok studiów, na swobodny wybór egzaminatorów, wykładowców, seminariów na innych kierunkach, wprowadzenie punktowego systemu zaliczeń, możliwość opiniowania i oceny wykładowców, swoboda organizowania przez studentów i młodszą kadrę naukową sympozjów i konferencji naukowych, zwiększenie wymiany naukowej z zagranicą, przekazanie 2/3 sumy czesnego na działalność organizacji studenckich, prawo do zwoływania przez Samorząd zgromadzeń studenckich bez zgody rektora, otwarcie się KUL na “wielość nurtów i tradycji kulturowych istniejących wewnątrz Kościoła i poza Kościołem poprzez inicjowanie dialogu” i utworzenie Samorządowego Forum Dyskusyjnego “mającego prawo zapraszania różnych prelegentów bez potrzeby uzyskiwania akceptacji ze strony władz”, wydzielenie koedukacyjnych akademików dla... małżeństw, itd. Teraz dla wszystkich wydaje się to być normą? Wtedy była to REWOLUCJA! Przynajmniej na KUL-u. W reakcji władze uczelni próbowały ingerować w zapisy Regulaminu Samorządu i Studiów, wbrew Ustawie o szkolnictwie wyższym!, chcąc ograniczyć rolę i kompetencje Samorządu Studentów. Śp. ksiądz prorektor Bartkowski na ogólnopolskim spotkaniu rektorów szkół wyższych proponuje wprowadzenie zmian w w/w Ustawie, zmniejszając udział studentów w ciałach kolegialnych uczelni z 10% do symbolicznych kilku(!). W proteście studenci planują strajk. Ks. Rektor, prof. Stanisław Wielgus, w prywatnej rozmowie nazwał inicjatorów “zadymy” agentami inspirowanymi z zewnątrz w celu zniszczenia KUL, zaś skądinąd znany Artur Zawisza - wówczas student, rwał petycje z zebranymi podpisami w obronie Gałuszko na strzępy i kopniakiem łamał tablicę z wymalowaną pacyfką (to wtedy przylgnęło do niego miano “Wąsate Słoneczko”). Opus Dei z nami! – mówili samorządowcy - Papież już wie, co dzieje się na Jego KUL-u. Prof. Wielgus zaprasza studentów “z łapanki” na specjalne posiedzenie Senatu, bo “w związku z płynącymi niepokojącymi sygnałami” KUL wizytuje ówczesny minister edukacji narodowej Zdobysław Flisowski, najwyraźniej chcąc stłamsić studencką “rebelię” i zapobiec rozlaniu się jej na inne ośrodki akademickie w Polsce. Episkopat milczy! - wiemy dlaczego. Co zrobił Lech Wałęsa, też wiemy. Nb. To studenci na powitanie Lecha Wałęsy, gdy odwiedził KUL-u przed wyborami prezydenckimi w 1991 r., wywiesili transparent: “Ignorancja w połączeniu z władzą rodzi szaleństwo” - cytując Arystotelesa. Epilog był taki, że po roku rewolty, i po relegowaniu z tej katolickiej uczelni przewodniczącego Samorządu oraz inicjatora obrony Gałuszko (WiP-owca), Jerzy Urban miał używanie na łamach swojego antyklerykalnego periodyku. Ale... do myślenia daje do dziś.
Teraz, papież Polak z okna Pana spogląda – jak powiedział Benedykt XVI. Tyle że, podobno, był/jest zbyt ekumeniczny... Tak, na marginesie.
Koniec końców, dopiero w roku 1997 do artykułu 85 nowej Konstytucji RP (nb. odrzuconej przez większość obywateli (58%), która nie poszła na referendum) dodano punkt 3, podnosząc prawo do odmowy służby z bronią w ręku na rzecz służby zastępczej do rangi p r a w a k o n s t y t u c y j n e g o - po blisko 9 LATACH! od momentu uchwalenia ustawy o prawie do służby zastępczej, którą wywalczył Ruch “Wolność i Pokój” w pierwszym, konstytutywnym okresie działania. Czy byłoby to możliwe, gdyby WiP oraz inne ruchy i organizacje, zaprzestały w roku 1989 stanowczo domagać się od rządzących przestrzeganie praw człowieka w ogólności, a prawa obdżektorów w szczególe? Szczerze w to wątpię.
Redaktor Kalukin ma rację pisząc, że epilog dopisało życie, gdy jeden z byłych uczestników WiP-u, Bogdan Klich, przeprowadził “operację” zniesienia powszechnego poboru na rzecz armii zawodowej. Tym bardziej nieuzasadnione jest d z i e l e n i e WiP-owców na tych “prawdziwych” z przed 1989 roku i tych “nie prawdziwych” w wolnej Polsce! Działania per se świadczą o ciągłości WiP - u , a nie uznanie takiej czy innej koterii, która za nimi stoi. Ciągłość to realizowanie stawianego sobie celu! A ten, w roku 1989 - w świetle represjonowania obdżektorów przez lwią część lat `90 - nie został osiągnięty. Ranga WiP-u była adekwatna do sytuacji w jakiej przyszło mu funkcjonować, zarówno przed jak i po roku `89. Czemu zatem służy cenzurowanie faktów i zmienianie historii? Czy ta wiedza jest wciąż "groźna"? Trąci to Orwellem.
Poważnym błędem metodologicznym jest pisanie o WiP-ie bez odniesienia do okresu jego działalności pominiętego przez redaktora Gazety Wyborczej (JUBILEUSZOWO wypadałoby!). Zakładam, że nieco przybliżyłem wiedzę o tych “mało znanych” faktach. Temat, który Kalukin poruszył dotyczy najnowszej historii Polski, która cały czas wzbudza wiele sporów i kontrowersji. W tym znaczeniu nie jest to temat historyczny sensu stricto. Jest on cały czas aktualny. Jak wiemy historia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
/.../ Ireneusz Ziółkowski
2 comments:
Czytając powyższy artykuł przemykały mi przed oczyma tamte lata: jestem świadkiem Jehowy od 1989 roku i pamiętam, że moi współwyznawcy młodzi chłopcy, skazywani byli na więzienie, często dwukrotnie dłużej trwające niż okres zasadniczej służby wojskowej, uzasadniający swą odmowę względami religijnymi. Jakże dziwiło mnie, że po wejściu w życie nowej ustawy zapewniającej zwolnienie z obowiązku odbycia tej służby (Świadkowie Jehowy nie podejmowali zastępczej służby wychodząc z założenia, że pełniąc taką służbę byliby i tak na usługach wojska, co nie wchodziło absolutnie w rachubę) okazało się, że w tym kraju katolickim kara się katolików za ich sposób interpretowania katechizmu! W kraju, w którym kler dokonuje poświęcenia bombowców lecących "na misję pokojową" (o ironio losu!) - nie ma miejsca na fanaberie poszczególnych jednostek - chcących manifestować własne podejście do zagadnienia sumienia - to duchowieństwo zadecydowało za niego! I w taki sposób informowano społeczeństwo o tym wydarzeniu. Zastanawiało mnie milczenie wielu osobistości, których jedno słowo mogło sprawę załagodzić - choćby papieża - Polaka! To był podobno taki wpływowy człowiek! Można było załagodzić ten konflikt, który przecież nikomu nie służył. Ale po co miałby wtrącać się w wewnętrzne sprawy Polski, prawda? Pamiętam moje obawy, że skoro wyznawców katolicyzmu prześladują współwyznawcy, to radość ze zwolnienia świadków Jehowy może być też tylko chwilowa. Dziś armia składa się tylko z żołnierzy z wyboru i też istnieje. Tylko ile kosztuje społeczeństwo, to już inna bajka.
Szukałem jakichkolwiek wiadomości w necie na temat pikiety spod Sejmu z 89r. Byłem na niej kilka dni jako 'mięso armatnie' - niezwiązany w jakikolwiek sposób z WiP człek - migający 'się od woja'. I coś mi się wydaje, że Kuroń wręczył wtedy na śpiwory w markach niemieckich, 200 dojcze mark, ale może mi się coś pokiełbasiło. Pamiętam tez Jurka Owsiaka, jego wyjący kilkanaście minut alarm w małym fiaciku i samego Jurka kompletnie nie przejmującego się tym :) Odwaliłeś dobrą robotę, ja polityką wtedy interesowałem się wtedy dość słabo - dzisiaj dopiero zaczynam sobie wszystko dokładniej układać. Pozdrawiam.
Post a Comment